Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziennie naradza się z królową i bez niej nic nie czyni. Ona z kanclerzem: możemy być pewni zwycięztwa!
Tymczasem termin elekcyi się przewlekał, dlatego, że Radziwiłł i Ossoliński postanowili, nie wprzód do niej przystąpić, aż ks. Karol się zrzecze.
Szło oto, aby go nakłonić.
Posyłano różne osoby do Jabłonny, ostrzegano, starano się przekonać biskupa, że w żadnym razie utrzymać się nie potrafi: nie ustępował.
Wysocki, Czyrski, Niszczycki karmili go nadzieją, że szlachta zakrzyczy senatorów i zmusi do obioru biskupa. Rachowano na Mazurów, spodziewano się przez Chodkiewiczów ująć Litwę tę, której panowanie Radziwiłowskie ciążyło.
Biskup nie tłómaczył się, nie wydawał z tem, na czem polegał, ale z uśmiechem tajemniczym przyjmował gości z Warszawy, ugaszczał ich i poił, oświadczając, że chce dotrwać na stanowisku.
Upór ten Karola, choć nie był groźnym, do najwyższego stopnia niecierpliwił Kazimierza.
Przybycie Wiśniowieckiego, sprawy wojska, na czas jakiś od elekcyi odciągnęły uwagę; kanclerz jednak nalegał na nią ciągle. Czynny bardzo, dwa razy zaglądał do Jabłonnej, nic nie mogąc wymódz na biskupie.