Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

taka się wrzawa i hałas wszczął, bodaj czy nie naumyślnie wzniecone.
Bliżej stojący ks. Zaręby, gdy, kończąc mowę, wyraził się, że biskup Karol gotów sam iść na wojnę i krew swą przelać, głośno śmiać się poczęli.
Nawet ci, co radziby byli sobie na korzyść Karola wytłómaczyć skutek tego niemiłego poselstwa, zaprzeczyć nie mogli, że ono poszło jak najniefortunniej.
Wszystko się tak składało, aby odjąć biskupowi nadzieję.
Jak o tem doniesiono w Jabłonnej niewiadomo. W Nieporęcie radość była wielka, zatruta tem tylko, że w całej sprawie Kazimierz czuł ową niewidzialną rękę, która go trwożyła.
— Butler, — co ty mówisz? — pytał Kazimierz.
— Winszuję i cieszę się; pieczone gołąbki nam spadają — mówił starosta — nigdybyśmy się sami nie zdobyli na to.
— Lecz — wtrącił nagle król, który usiłował się tem pocieszyć — nie sądź-bo znowu, że wszystko jest jej dziełem. Nie, mam za sobą kanclerza litewskiego, a to jest statysta i człowiek ogromnego wpływu. Jego to sprawa.
— Tak — odparł niezręcznie czy umyślnie Butler — jestem tego pewnym, bo wiem, że co-