Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaraz pierwszego dnia, jak grom, zawarczał głos Referendarza, „Precz z cudzoziemcami! Rusinów wiarołomców z wojsk precz wygnać, cudzoziemcom i plebejom dobra przez nich trzymane podbierać! i t. d.“ Impet ten trochę kanclerz litewski pohamował.
Przez dni kilka można powiedzieć, sejm pulsów sobie próbował, aż wreszcie kommisarze od wojska nieszczęśliwego przybyli i poczęły się żale a uniewinniania. Wystąpił z męztwem istotnem Adam Kisiel Rusin, ale mąż prawy, którego jedni zdrajcą zwali, drudzy szacowali, jak zasługiwał.
Strzębosz nie umiał nic innego powiedzieć tylko, że się dopiero preliminarya odegrywały. Tymczasem duchowieństwo szczególniej z ofiarami śpieszyło; jedni ludzi, drudzy, jak Biskup Żmudzki, gotowe pieniądze ofiarowali na potrzeby Rzeczypospolitej.
Przy tych głosach ozwał się czasem rzewny, głęboki, serdeczny, do łez pobudzający; ale, o tych klęskach szeroko rozprawiając, dniami całemi, senat o elekcyi dotąd milczał.
Każdego dnia król wybiegał na spotkanie Butlera albo Strzębosza: A cóż? a co?
I odbierał szczegółowe zawiadomienie, że ani o nim, ani o Karolu na sejmie wcale mowy nie było.
Jan Kazimierz się niecierpliwił.