Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/099

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W chwilę potem, równie chmurnego niemal oblicza, jak sam gospodarz, wszedł z powagą pańską, która go nigdy nieopuszczaała — Ossoliński. Przybycie jego było bardzo pożądanem królowi, ale może niekoniecznie na rękę pięknej Elżusi, która chciała sama, przy podanej zręczności, zawładnąć przyszłym panem.
Ciekawą też była: czy się nie zdradzi ze stosunkiem swym do królowej wdowy, której nie lubiła i obawiała się, a przewidywała, że ona wpływ swój wywrze na Jana Kazimierza.
Ossoliński wszedł z tą troską, z którą się naówczas nosili wszyscy. I on i inni senatorowie i dygnitarze pragnęli co najprędzej część odpowiedzialności, która teraz cała ciążyła na nich, zrzucić na wybranego króla.
Chociaż termin elekcyi wyznaczony był na sejmie konwokacyjnym, znaczniejsza część senatu, dla nadzwyczajnych wypadków przyśpieszyć go pragnęła. Inni, razem z kanclerzem litewskim Radziwiłłem, naprzód chcieli skłonić jednego z kandydatów, aby się zrzekł na brata, i w tej mierze zgodni byli wszycy... nikt sobie nie życzył Biskupa Wrocławskiego.
Jako główną pobudkę do oświadczania się przeciwko niemu stawiono jego powołanie duchowne, obyczaj mniszy niemal. Było to wistocie dosko-