Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zenhauz pobiegł i oznajmił ks. de Fleury, kapelana królowej.
Wchodził blady i przerażony.
— Prawdaż to? — począł zwracając się do króla — prawda?? Królowej doniesiono, że nawet Krakowowi i Warszawie zagraża niebezpieczeństwo... Pani moja przelękła przysyła mnie do W. Król. Mości.
Butler wystąpił, nim się król zebrał na odpowiedź.
— Uspokójcie królową JM. — rzekł — przynajmniej Warszawie nic nie zagraża. Senatorowie i szlachta gromadzą się na elekcyą... nieprzyjaciel ważyć się nie będzie na stolicę... wiedząc, że tu siła jest znaczna.
Klęska musi być wielka, bo zewsząd się ona potwierdza: ale w takich razach któż nie wie, że ją strach powiększa — bo, jak u nas mówią, ma wielkie oczy. Chmiel przecie nie ważył się na Lwów; jakżeby miał grozić Krakowowi lub Warszawie??
Król przystąpił też do ks. de Fleury.
— Uspokójcie królową — rzekł.
— Gdyby w istocie najmniejsze groziło niebezpieczeństwo, królowa-by wodą chciała ze swym dworem i zakonnicami udać się do Gdańska, gdzie najpewniejszą być może — mówił spowiednik.