Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/056

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cie wydawać się niby piękną i nie-starą. Stroiła się więc wytwornie i jaskrawo, a nadewszystko okrywała się klejnotami, lubując się w nich, jak wogóle Włoszki. Całe jej chude, z nabrzmiałemi sustawami ręce okryte były od rana pierścieniami, szyja sznurami pereł i łańcuszkami. Na piersiach spinki, pas kosztowny, nawet trzewiki i pończochy złotem szyte wkładała codzień, i włos, jak najstaranniej trefić, smarować i dopełniać musiała co rano. Obok tego wykwintu raziło, że rąk nie umywała często po dni kilka, a twarz i szyja malowaniami staremi i nowemi, jak skorupą, były okryte. Gdy szła przez ulicę, palcami ją sobie pokazywano, tak była śmieszną, ale w zwierciedle ona sama tak się z tą swoją fiziognomią oswoiła, iż ją znajdowała wcale wdzięczną, a do mężczyzn uśmiechała się (gdy córki nie było), z cynizmem, który rumieńce na ich twarze wywoływał.
Córka jej, imieniem Bianka, miała typ włoski twarzy, jak matka, ale wistocie była piękną, chociaż niby ją przypominała. Rysy wyszlachetnione, regularne, a przy tem wdzięk i świeżość młodości czyniły dzieweczkę zachwycającą.
Matka wychowywała ją ze staraniem nadzwyczajnem, od dziecka ucząc muzyki, tańca, języków, gdyż przyszłość dla niej sobie obiecywała świetną.