Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

litej. Tak, ale oprócz małej garstki ludzi, którzy prawie żadnego nie mają znaczenia w rzeczypospolitej, nie będzie miał za sobą nikogo.
— Ja zupełnie jestem tych spraw nieświadomą — obojętnie dorzuciła królowa.
— Wyliczyć mogę jego przyjaciół — począł żywo Jan Kazimierz. — Biskup Kijowski Zaręba? któż go tu zna? co on znaczy?...
Być może, iż Wojewodę Wołyńskiego, księcia Sanguszkę, sobie pozyszcze, i księcia Izydora Zasławskiego, ale to są imiona nie ludzie, w senacie żaden z nich odezwać się nie potrafi, a gdyby mówił, nikt go słuchać nie będzie.
Czyrski, Kasztelan Chełmiński, świeża kreacya, homo novus... a Ruszkowski, Inowrocławski, nie lepszy.
A! Teodoryk Potocki, Podkomorzy Halicki, otóż wszyscy... tak...
Pośpiech i dokładność, z jaką wyliczał Król Szwedzki adherentów swojego współzawodnika, dowodziły, że go sprawa ta więcej obchodziła, niżeli się chciał przyznać.
— Ja — dodał — ja, chętniebym mu ustąpił, ale mnie gwałtem ciągną najprzedniejsi z senatorów. Opieram się im, nie mógłbym nawet tych nędznych ośmiuset ludzi, które dał Karol wystawić, a on, słyszę, obiecuje na swym koszcie trzymać dziesięć tysięcy.