Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

widzę ztąd skupionych dowódzców kwarcianych przy hetmanie, który żywo rozprawia z nimi. Wstrzymano hasło do boju. Po pułkach biegają ludzie. Król pytał mnie już po kilkakroć oczyma, ja sam odjechać nie mogę, jedź proszę.
Bajbuza puścił się zaraz ku kwarcianym, ale już po drodze mógł się przekonać, jak źle stały sprawy królewskie. Wśród pułków dawały się słyszeć głosy.
— My się bić nie będziemy! Niech wojewoda krakowski pokaże zdrajców, my ich osłaniać nie chcemy, niech giną. Za co się ma lać krew nasza.
Wszędzie poburzenie było ogromne, a wybuch jego zdawna przygotowany, w samym momencie gdy się już potykać miano, przeraził hetmana.
Bajbuza znalazł go otoczonym wykrzykującą starszyzną.
— My się bić nie będziemy.
Gromadki po bokach rozprawiały głośno i okazywały rozdrażnienie wielkie.
Zobaczywszy Bajbuzę hetman podszedł ku niemu.
— Potrzeba radzić — rzekł z krwią zimną — nie zwątpiłem jeszcze, iż zapobiegnę złemu, ale o wydaniu dziś bitwy mowy być nie może, a jeśli nas teraz napadną, zginęliśmy. Rokosz weźmie górę.
Zdrajców mieliśmy w szeregach.