Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chodkiewicz, a na dworze króla co z nimi trzymało, nieufność do niego starało się obudzić.
Wieści o tych intrygach dworskich rotmistrza wprawiały w niezmierne gniewy przeciwko potwarcom; chciałby był biedz na miejsce, stać przy hetmanie i nie dać się szerzyć uwłaczającym mu posądzeniom.
Rana, przy największych staraniach dr. Ochockiego, nie dawała się tak rychło zgoić jak pragnął Bajbuza.
— Gdybym ją wam ladajako zalepił — mówił doktor — cóż potem? odnowiłaby się, ręka by władzy nie miała, a wybyście mnie potem przez całe życie przeklinali, żem was mańkutem uczynił. Cierpliwość miejcie, na sejm bardzo nie byliście potrzebni, jest tam bez was dosyć, a do rozprawy z rokoszanami przed końcem sejmu trudno żeby przyszło, i kto wie, czy przyjdzie nawet.
Król powolny i dobry, da się uprosić i puści winy w zapomnienie.
— Gdyby do wojny przyjść miało, a jam tu związany jak baran leżeć musiał, gdy ojczyzna wołała, doktorze... rozpaczby mnie zabiła.
Ochocki śmiał się.
— Cierpliwości! — powtarzał — mnie się zdaje, że choćby do domowej, braterskiej wojny przyszło, na biedę, to szczęśliwy kto do niej nie będzie zmuszony... a wy, mości rotmistrzu, tak