Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakim był od młodości, ale mniej niż kiedykolwiek jasno widział, dokąd, jak i poco iść było potrzeba, ażeby usłużyć rzeczypospolitej.
Opowiadania Kalińskiego cochwila okrzyki podziwienia z ust jego wyrywały. Nie mógł tego pojąć, jak wielcy mężowie, do których liczył Żółkiewskiego i Chodkiewicza, mogli tam, gdzie o salus respublicae chodziło, sprzeczać się o pierwszeństwo i odmawiać posłuszeństwa; nie rozumiał kardynała Maciejowskiego, gdy dla niezrozumiałych mu pobudek zdawał się skłaniać ku Zebrzydowskiemu i przemawiać za nim; zdumiewał się Ostrogskiemu, który nie wiedział na którą się przechylić stronę i zdawał targować o to, co dla siebie na tem zyska!
Często więc, gdy Kaliński w prostocie ducha opowiadał mu jak rzeczywiście stały rzeczy, jak się ludzie obracali nakształt wietrzników za lada powiewem, jak mieniały się z dnia na dzień przekonania, Bajbuza na łóżku swem rzucał się zapominając o zbandażowanej ręce i wołał.
— Plotki prawisz, czernidła mi powtarzasz, gdzieżby tacy ludzie mieli tak małymi być!
Naówczas Kaliński obrażony mnożył dowody i przekonywał, że mówił prawdę, a nieszczęśliwy rotmistrz rozpaczał.
— Gdzież są ludzie? gdzie są bohaterowie? na co zejdzie ta rzeczpospolita, gdy prywata z każdym dniem górę nad wszystkiem brać bę-