Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zebrzydowski tak jak przed posłami od senatu zapierał się, że do rokoszu teraz i nowych knowań wcale się nie mięsza, zaparł też aby Bajbuzę więził.
— Stawił mi się zuchwale — rzekł — kazałem go wziąć pod wartę, alem go wypuścił. Pojechał, nie wiem gdzie się znajduje. Jeżeli gdzie na drodze burdę zrobiwszy zabit, to nie moja rzecz. Ja o nim nie wiem nic.
Wypadkiem od pijanego Janasza dowiedział się szpiegując Szczypior o jeńcu zaprowadzonym do Lanckorony, a resztę doszedł na miejscu.
Nalegał Bajbuza o pośpiech.
— Zlituj się, abym tą niewolą nie udusił się, nie zadławił, nie przepadł marnie, pośpieszaj. Dam okup, jaki zechcą.
— O okupie mowy niema, kiedy nie chcą przyznać, że was trzymają — rzekł Szczypior. — Inaczej radzić musimy. Spytkowa jeździ i wszelkie porusza sprężyny nadaremnie, zapierają się was.
Zbyt długo pozostawszy na rozmowie musiał się w końcu chorąży oddalić, a Bajbuzę tylko może więcej jeszcze podraźnionego niż przedtem zostawił.
I znowu powróciły dni oczekiwania milczącego, ciszy głuchej a jednostajnej i próżnych badań starej stróżki, która nie odpowiadała prawie na pytania. Bruszka znowu leżał w łóżku.
Dni, które rotmistrz znaczył na ścianie, sze-