Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zebrzydowski zbladł i milczał, bo wiedział, że ze Stadnickimi ani na słowa, ani na pięści walczyć nie było wygodnie. Zaczęto łagodzić i uśmierzać, tymczasem biegały poselstwa do króla i od króla, choć słaba była nadzieja, ażeby z Zebrzydowskim można co dokazać.
W imieniu króla zażądano od Zebrzydowskiego wiadomości od kogo wiedział, iż król zamierzał królestwo swe sprzedać?
W czem król absolutum dominium sobie przywłaszczał?
Kogo z pp. senatorów obwiniają o złą wiarę i o niebezpieczne rady?
Oprócz tego król żądał zaprzestania zwoływania tych zjazdów, budzenia niepokoju, robienia rokoszów, a kazał czekać spokojnie przyszłego sejmu. Ponieważ wieczór nadchodził, zaraz Zebrzydowski miał z Radziwiłłem przyjść do ucałowania ręki króla.
Oparł się wojewoda — Co za gwałt? na co ten pośpiech? będzie na to czas, aby królowi okazać należne poszanowanie.
Oczywistem było, że Zebrzydowski tylko zwłokę tym sposobem targował a o zgodzie na prawdę nie myślał. Senatorowie tedy znowu posłali Daniłowicza z groźbą, że albo zaraz przyjdzie, ukorzy się i przyjmie warunki, albo przebaczenia nie otrzyma.