Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a i ks. Rabskiemu na intencyą „pokoju między panami chrześciańskiemi“ poleć modlitwy.
„Damasceńskich szabli ile tam zapasu jest, przywieź z sobą, zdadzą się. Kopijnikom skóry aby na barki mieli, każ ormianom sprowadzić…“
W tym podnieconym stanie ducha, z Zamościa wprost się udał rotmistrz do Lublina, dokąd zjazd został zwołany, z mocnem postanowieniem asystowania wszelkim obradom tych, którzy już jako rokoszanie występowali i podzielania losu a czynnego służenia w tym obozie, który, wedle niego, mieć będzie słuszność za sobą.
Tak samo jak on w tym terminie, bardzo wielu rozstrzygnąć nie umiało, po czyjej ona była stronie. Słuchając wywodów tych, co przy królu stali, wydawać się mogło, iż przeciwnicy jego, dla prywaty samej wichrzyli. Jednemu krzesła, drugiemu starostwa, innemu buławy lub laski odmówiono. Zebrzydowski ostatecznie, oprócz gospody i starostwo grodzkie miał na sercu.
Wszedłszy zaś w to koło, w którem głos zabierali Smogulecki, Herburt, Ponętowski, Pękosławski i sam pan wojewoda, można było mniemać, że naród oszukiwany, łudzony, o słuszne prawa swe się upominał.
Burzył się czasu sejmów nieboszczyk Stefan Batory, gdy mu Kazimirski zuchwale przycinał, ale czemże to było w porównaniu do tych głosów niepoczciwych, lżących, jakie się pod Stę-