Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

knie — odparł Kaliński. — Poważni ludzie litują się nad nim, iż nie umie ważyć i hamować słów swoich! Król ruszył ramionami, drudzy oburzeni. Jak sobie pościele pan wojewoda tak się wyśpi.
Bajbuza głową zaczął rzucać.
— Kaliński mój — odezwał się — bierzecie sobie lekko i człowieka i wypadek, który może później królowi siła przyczynić frasunków. Dopóki hetman żyw, nie dopuści on wybryku żadnego, będzie prawdę mówił królowi, ale się zuchwale przeciwko niemu porywać nie da, cóż gdy Zamojskiego dni policzone, jeśli się nie mylę. Chory jest, złamany, uchowaj Boże na niego śmierci, Zebrzydowski stanie w jego miejscu, a z tym niełatwa sprawa, bo w nim więcej krwi i cholery a żółci niż pomiarkowania.
— Cóż to? — zawołał Kaliński — miał król dla fantazyi pana wojewody uledz i dom mu oddać, kiedy oto właśnie ma tyle poselstw przyjmować? Słyszałem jak O. Bernard mówił, dozwól kurze grzędy!… Byłoby tak, że po Gospodzie poselskiej, Zebrzydowski się i na zamek wnieść był gotów, a że się odgraża, to co? Odgrażają się na naszego pana już od początku, a co mu zrobili? Ożenił się raz jak chciał, ożeni się i powtóre jak zechce. Będą na sejmach się burzyć i wyburzą, a król to uczyni, co mu się podoba.
— Kiedyście tak swego pewni, winszuję