Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śnie w tej chwili gdy nas potrzebuje, abyśmy mu do ożenienia tego nie przeszkadzali, drażni i jątrzy. Zobaczy co z tego wyniknie.
Cały kraj przeciwko temu małżeństwu oburzony. Nie dopuścimy go! Katolicy, dyssydenci, grecy, wszyscyśmy zgodni, że to małżeństwo występne, grzeszne, kazirodcze.
Wojewoda wybuchał tak ciągle.
— Jedź, mój rotmistrzu — rzekł w końcu — rozgłoś co się to dzieje. Pana wojewodę krakowskiego król JMci z nadanego mu mieszkania ruguje! Niech ludzie sądzą. Nie ja, ale dostojeństwo moje dotknięte jest, w imię jego nie mogę ustąpić.
Jakie potem, gdy Zebrzydowski się z hetmanem naradził, wypadło postanowienie, Bajbuza nie wiedział.
Przez dni kilka nie spotykał się ani z hetmanem, który chory leżał, ani z Zebrzydowskim, ale go w końcu ciekawość wzięła dowiedzieć się na czem się to wszystko skończy i po tygodniu wstąpił do Gospody poselskiej. Było to w rannej godzinie. W bramie spotkał burgrabiego, który szedł powolnym krokiem ku kamienicy, z wielce zafrasowaną twarzą.
— Czołem.
— Czołem.
— Znowu tu waszmość do pana wojewody? — zapytał rotmistrz.