Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lił, sama ona opowiadać zaczęła, iż mąż jej fortunę ojczystą prawie całą strwoniwszy, do Włoch się puścił i wątpiła aby chciał powrócić.
— Mój rotmistrzu — dodała w końcu — bardzo to mnie boli, żem ja twoją dłużniczką oddawna, bom ci mój spokój winna i byt teraźniejszy, a nie wiem, jak i kiedy choć przynajmniej pieniężny dług spłacę, o serdecznym nie mówiąc.
— Wielce jej będę obowiązanym — przerwał Bajbuza — gdy o obu tych długach mniemanych zechcecie zapomnieć i nie mówić więcej. Pieniędzy wcale nie potrzebuję, a sam wdzięczen jestem jej, żeś mi choć skromny uczynek dobry spełnić podała zręczność.
— W niemożności uiszczenia się wam teraz — zawołała Spytkowa — pamiętałam o tem, ażebym na majątku zapewniła świętą należność.
— A nietęsknoż wam na tem odludziu? — zapytał rotmistrz.
— Nie — odpowiedziała jejmość — mam spokój i swobodę, dwa wielkie dobrodziejstwa, zajmuję się sierotami, bawię w ogródku i koło gospodarstwa, modlę, czegóż więcej może mi być potrzeba? Parę nawet zacnych niewiast z sąsiedztwa odwiedza mnie i żyję z niemi, a choć są proste sobie wieśniaczki, mile się zabawiam z niemi.