Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Więc wrzawa znowu; posłowie praw swych wspólnego z senatorami naradzania się i stanowienia nie chcieli ustąpić.
Nakoniec wspólnie nic nie postanowiwszy, rozjeżdżać się zaczęto, bo termin upływał.
Ostatniego dnia rotmistrz chodząc po dworku pytał się sam siebie po co tu przybył? i z czem powróci…
— Słuchaj Szczypior, wiesz ty cośmy na podróży na sejm wygrali, bo ja nie! — odezwał się rotmistrz.
— Ja? ja wiem — rozśmiał się chorąży. — Koń nam zdechł jeden, drugi okaleczał. Ukradziono nam roztruchan, rozdarto kobierczyk, jam nie dospał i nie dojadł… ot, i po wszystkiem.
— To pewna, że ja też mądrzejszy ztąd nie powrócę — dodał Bajbuza.
— Nieszczęśliwa to namiętność — westchnął po chwili namysłu — chcieć koniecznie rerum cognoscere causas!
— A co, rotmistrzu? pakowaćby się do Nadstyrza?
— Jak chcesz.
Nadciągnął Kaliński.
— Nie mówiłem — zawołał od progu — wszyscy się rozjeżdżają. Sejm się rozlazł, a jeżeli myślicie, że król na włos zmieni co wprzódy postanowił, to go nie znacie. Ani jednego niemca nie odprawi, to pewna, a zechce jechać do Szwe-