Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szło i to, aby się nie wydało przed czasem, i o białym dniu Szczypior już swój oddział lasami prowadził.
W całym tym ruchu, na owe czasy, nie było nic tak nadzwyczajnego; najazdy a wymiary samowolne sprawiedliwości, opanowywania dworów, porywania ludzi, przytrafiały się ciągle. Zborowski tak pochwycił niedawno Tarnowskiego i ograbił.
Mszczono się krzywd dawnych, jeden drugiemu w pomoc przychodził.
Nie było więc dziwu, gdy kto swoich ludzi zażył w ten sposób.
Szczypior do podobnych wycieczek jedynym był człowiekiem. Baczny, ostrożny, prędki a mężny, umiał niespodzianie najść, osaczyć, miał instynkt miejscowości i zręczność starego partyzanta.
Miejscem wskazanem była mała osada w lesie i przy niej gospoda, której w podróży pominąć nie było można.
Przodem wysłano po język człowieka, który nie od strony Nadstyrza, ale z przeciwnej miał nadjechać, aby na miejscu się przekonać, czy zasadzka nie została zmyśloną.
Szczypior z oddziałem czekał na wiadomość nie na gościńcu, ale opodal w lesie. Posłaniec pod wieczór wrócił z uwiadomieniem, że Spytkowa gromada dokoła gospody była rozprószona.