Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/099

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a serce ma i tem sercem miłość waszą kocha, tak że żywot za nią dać gotów.
Odchrząknął i nogę jedną naprzód wysadziwszy ciągnął dalej.
— Jakim sposobem doszło do wiadomości mej, iż pan Spytek Jordan zasadzkę na rotmistrza powracającego uczynił i na życie godzi, mówić nie potrzebuję Proszę tylko przekonać się, iż zasadzka ta w samej istocie istnieje.
Ściągnął brwi Bajbuza.
— Gdzież ona ma siedzieć? — spytał pogardliwie — jaka jej siła?
Gubiata stał się śmielszy.
— Widzicie, miłość wasza, że nie plotę koszałków, że przynoszę wam prawdę! Aha! pytacie gdzie? chcecie wiedzieć ilu? Więc i ów potępiony Gubiata na coś się przydać może!
Aha! aha!
Trochę zwycięzko brzmiały te słowa i Bajbuza się zmarszczył.
— Spytek więc tak ograniczonym jest, że chcąc mnie podejść, publicznie to głosi? — rzekł szydersko. — Gdyby istotnie miał ten zamiar, czyżby go roztrąbiał zawczasu?
— Nie trąbił i nie roztrąbiał — odparł uroczyście Gubiata — ale ja mam uszy ku podsłuchaniu i umiem wydobyć z ludzi co mi potrzeba. Zbierał i werbował ludzi do tej napaści, chciano