Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zamościa na świecie nie było, tylko zameczek na wysepce w Skokówce, nad Topornicą. Pojedźcieżno teraz, co się za miasto włoskie zbudowało, wyrosło, jaki handel, co za gmachy, jarmarki, składy, ilu tam ormian? Już jeżeli co, to Zamość najlepszem jest świadectwem potęgi hetmana… — Rzekł — i stało się. Dziś już Zamość ze Lwowem, z Lublinem, z Warszawą walczyć może. Stolica to nie możnego pana, ale jakby udzielnego książęcia. I takimby Zamojski dawno był, gdyby tylko chciał.
Teraz gdy dwór go ku sobie nie nęcił, wojna nie odrywała na granice, Zamojski cały się oddawał temu swojemu dziełu, które potomkom chciał, jako ordynacyę nienaruszalną, na wieki zostawić.
Około króla zbierała się garstka, przy Zamojskim zawsze były gromady i tłumy szlachty i panów. A od czasu gdy został zmuszony przeciw królowi występować, pomnożyło mu się jeszcze przyjaźnych i adherentów. Skupiali się wszyscy przy nim.
Nie czekając więc na zwołanie sejmu, Bajbuza wyruszył sam, bo Szczypiora musiał, choćby dla czuwania nad Spytkową pozostawić, ale z pocztem świetnym co się zowie, z prawdziwym pańskim dworem. On sam wcale o tę wystawę nie dbał, ale stara Leszczakowska inaczejby go nie puściła, dbając o honor domu.