Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/051

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tek miejskich i zmilczał. Czoło mu się zmarszczyło.
A choć piękna wdowa usiłowała go rozbawić i rozśmieszyć, wyszedł ztąd zgorszony.
Śpieszył do stolicy w nadziei, że ztąd pociechy jakiejś zaczerpnie, a przekonywał się, że tu wszędzie gorzej stały sprawy niż zdala je sobie wyobrażał.
Ochota go brała puścić się ztąd jeszcze do Zamościa, ale zarazem obawiał się, aby tam jeszcze gorszego czegoś nie dostał. Pomiędzy Zamościem a stolicą przepaść już była.
Wytrwał jednak Bajbuza dni kilka jeszcze, aby z pierwszych wrażeń nie sądzić ostatecznie o położeniu; ale dni te potwierdzały je tylko i zwiększały obawy, aby do zajść między koroną a buławą nie przyszło.
Kaliński mu na wieczerze przyprowadzał zawsze kogoś z dworzan króla, od których nic nad narzekanie na hetmana nie mógł posłyszeć.
Już się prawie zabierał zniechęcony do Nadstyrza powracać, gdy przypadkiem dowiedział się o przybyciu jednego z zaufanych hetmanowi, daleko z nim spokrewnionego, dosyć głośnego z rycerskich czynów, i pod Byczyną też czynnego Urowieckiego, przy którym się naówczas znajdował.
Nie mogło się nic pomyślniejszego trafić dla niego. Urowiecki był zupełnie wtajemniczonym