Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przeciwko niemu knuje i nieprzyjaciół mu przyczynia.
— W. Król. Mość przebaczysz mi — odezwał się rotmistrz — iż ja pana hetmana bronić będę. Ludzie go tu zapewne takim malują jakim nie jest. Niepodobna, aby królowi przymnażał trudności, sam go utwierdziwszy na tronie. Osobiste porozumienie łatwoby to wyjaśniło.
— Ale hetman siedzi w swoim Zamościu, a król go szukać nie może — odezwała się królowa, i przypomniawszy sobie zapewne w tej chwili Spytkowę, wtrąciła z uśmiechem:
— Sąsiadki waszej, księżnej Sapieżynej, którąście się opiekowali, nie znajdujecie już przy mnie. Skłoniłam ją do tego, że rękę oddała Spytkowi, który wart był, jak sądzę, jej wyboru.
Bajbuza opowiedział, że widział młode małżeństwo. Po kilku jeszcze słowach obojętnych, królowa wdowa rada temu, iż ani o dług nie naglił, ani o nic prosić nie myślał, bardzo go uprzejmie pożegnała. A że się rzadko trafiło, aby ktoś niczego nie pragnął, dodała przy pożegnaniu.
— Mój rotmistrzu, będzie-li co do rozporządzenia w mocy króla, a dowiecie się zawczasu, piszcie do mnie, pomogę wam, a król pewnie mi nie odmówi.
Bajbuza zmilczał nie chcąc już przedłużać tą treścią mu przykrej rozmowy.
Ztąd wprost poszedł szukać na zamku mie-