Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzy o jego losy nie dbali. Bajbuza byłby chętnie się poświęcił i bodaj ostatni grosz dobył ze skrzyń w lochu stojących, ale w którą się tu obrócić stronę.
Po długich rozmysłach, zasłyszawszy, że król znowu w Krakowie gościł z królową wdową i królewną Anną, nie mówiąc nikomu powodów jakie go skłaniały do podróży, w miejscu swem na gospodarstwie zostawiwszy Szczypiora, z małym pocztem, pod pozorem błahym, wyjechał do Krakowa. Istotną pobudką było, aby na własne się przekonać oczy, co się tam działo.
Wiara w Zamojskiego czyniła go już nieufnym, prawie niechętnym królowi.
Mając ten cel na widoku, Bajbuza naturalnie, nie potrzebował śpieszyć, jechał rozglądając się i rozsłuchując, a że ze służby wojskowej znajomości miał liczne, badał każdego, z kim się zetknął.
Ogólne usposobienie w kraju znajdował wszędzie prawie królowi niechętne.
Duchowieństwo tylko sławiło go z pobożności wielkiej, a szczególniej Jezuici wynosili pod niebiosy, bo oni tu największy wpływ mieli. Rotmistrz miał to szczęście z dawnych lat znać ks. Piotra Skargę, o którym mu powiedziano, że królewskim kaznodzieją był naznaczony, a że z nim niegdyś wielce się był poprzyjaźnił i był jego wielbicielem, cieszył się tem, że od niego