Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja ci powiadam, że nasze zbroje, co je włoch w Samsonowie wykonywa, nie ustąpią niemieckim. Mało co pośledniejsze są korczyńskie, a świątnickie dla mieszczan przeznaczone krakowskich, im w samą miarę starczą. Niemcy nas nachodzą, myśmy u siebie w domu. Wątpię nawet, aby się Maksymiliana obwoływać ważyli… Gdzie i kto?
Tak rozprawiano, jedząc i zapijając ochoczo a Bajbuza jak sam ducha nie tracił, tak drugim go dodawał.
— Elekcya skończona — mówił — szopę mogą raz wtóry spalić, już nam nie jest potrzebna, szlachcie pilno do żniw, rozjedzie się, my z oddziałami w pole, póki tu cesarskich najście grozi, musimy czujni być i na młodego pana czekać.
Ztąd tedy o młodym panu powieści różne… Bąknął Wąsowicz, że OO. Jezuitów lubi bardzo.
— I Batory się nimi posługiwał — przerwał Bajbuza — nie szukajmy przedwcześnie w nim co naganiać… chwalmy lepiej. U nas i tak aż nadto zawsze czernidła i plotek.
Podniósł kubek.
— Należy też królowej JMci vivat, — dodał — bo gdyby nie ona, jużby nam rakuszanin na pewno na karkach siedział… O Zygmuncie nie pomyślałby nikt, on zaś sam. jak widać, ani