Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kogoż myślisz okrzyknąć? — podchwycił Zborowski.
— Tego, kogo większość wybierze — rzekł Karnkowski. — Co do mnie, ja niemca mieć nie chcę i nie życzę.
— Niemca? — krzyknął Górka — albo szwed nie tyle wart co niemiec?
— Matka jego Jagiellonka, ze krwi królów naszych — dodał starzec — a co szwed to nie niemiec.
Krzyki, mowy urywane, uszczypliwe, szyderskie zapełniły szopę. Karnkowski milczał. Tymczasem Górka i Czarnkowski czy przygotowani zawcześnie, czy natychmiast dawszy znak do swojego wojska, kazali mu ku szopie wyruszyć i gdy się tu spierano, ujrzeli senatorowie nadciągające zaciążne pułki, a na czele ich kilka dział, które puszkarze niemcy wprost na szopę wykierowali.
Spodziewano się nieochybnego starcia, do którego musieli być rakuszanie przygotowani, bo nuncyusz, jak powiadano, kazawszy się zaprowadzić na wieżę kościoła św. Jana, z niej miał walce się przypatrywać, która w znacznej części jego była sprawą.
W mgnieniu oka szopa się zaczęła opróżniać; wyprowadzono prymasa do kolebki, inni konie dosiadać zaczęli, wybiegali pieszo.
Zamięszanie wszczęło się gwałtowne, w któ-