Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nadzieje i inne wyobrażenie o położeniu, posyłała do rotmistrza zaklinając go, aby przez litość nad królową, codzień jej znać dawał, jaki był istotny stan rzeczy i co się w obozach działo.
Bajbuza, chociaż teraz był w swym żywiole i niezmiernie czynny, zawsze mu tego wszystkiego było za mało. Utyskiwał przed Szczypiorem, że nadto spokojnie i cierpliwie siedzieć musieli. Rozumiał tego potrzebę, bo mu ją wojewoda ruski, z którym się codzień widywał, tłumaczył, ale bolał nad tem, że się jak chciał, poruszać nie mógł.
Z wielką więc ochotą podjął się na żądanie księżnej, codzień się na zamek dowiadywać i zdawać tam sprawę z tego, co się w obozie działo. Przy tej zręczności codzień mógł widywać wdowę, a choć się zapierał, żeby miał myśleć o niej, choć ją wydawał to za Kostkę o pięknych rękach, to za innych królowę otaczających, pocichu do niej wzdychał.
Za postrzał w rękę otrzymany, który go tak długi czas w niewoli więził, miał już na wąs namotany odwet Zborowszczykom — ale do niego przybyło zabójstwo Wąsowicza, który padł ofiarą za Zamojskiego, i kanonika Brzezińskiego, drażniły codzienne zaczepki, przedrwiwania i napaści, na które wystawieni byli.
Rotmistrz, pomimo całej swej krwi zimnej, bezkarnie puścić tego nie mógł.