Baronówna podała mu rękę w milczeniu zaromieniona.
— Mogę wam służyć, nie winienem nic i nie mam obowiązków względem króla; lecz w ten sposób, nie! nie zdołam!
Rękoma zakrył Simonis twarz.
— Co mam począć? co począć?!
Baronówna stała zamyślona, nie mówiąc słowa.
— Rozumiem — odezwała się głosem cichym — że są pewne granice, poza które żadne poświęcenie nie sięga. Honoru się nie poświęca...
— Powiedz-że mi pani, jak się mam ratować!
Baronówna przeszła się po pokoju.
— W istocie; rzecz to do rozwiązania trudna; ja za mało mam doświadczenia, abym to potrafiła rozwiązać. Pan nam jesteś potrzebny. Gdybyś się ukrył na zamku, zamiast iść do obozu, mógłbyś się nam przydać tutaj; gdybyś, do obozu się udawszy, w nim pozostał, uszłoby to może za uwięzienie: król i Prusacy długo tu nie pobędą.
Z mowy niepewnej baronówny znać było, że sama nie wiedziała, ani co mu radzić, ani co z nim począć; żywe tylko rozdraźnienie malowało się na jej twarzy. Narzędzie to, na które tak rachowała, z rąk się jej wymykało.
Po namyśle pobiegła do drzwi i już biorąc za klamkę, ze spuszczoną głową, prawie nie patrząc na niego, rzekła prędko:
— Wybierz się pan, pożegnaj baronową, przybądź, tu a naówczas zobaczymy, co uczynić wypadnie.
Simonis nie miał czasu jej wstrzymać: zniknęła, poszedł więc i on spełnić dane rozkazy i na dwór przygotować się do podróży. Domyślał się, iż Pepita musiała chcieć naradzić się z królową może, a z Brühlową pewnie, gdyż hrabina była główną sprężyną, około której obracały się wszystkie przeciw Prusakom wymierzone dotąd bezsilne intrygi.
Maks jeszcze był nie powrócił na żamek, po korytarzu przechadzający się, jakby dla zabawki, Masłowski czatował na baronównę. Lękając się, aby to polowanie zadługo nie trwało, p. Ksawery dał lokajowi duser, jak się to w języku dworskim zwało, i poprosił go o wywołanie frejliny: w innych czasach byłoby to niemożliwe, ale od czasu wnijścia Prusaków działy się na dworze nigdy niesłychane rzeczy.
Baronówna wyszła natychmiast — przepraszam żem panią śmiał fatygować — rzekł Masłowski — chciałem się opowiedzieć. Zdaje mi się, iż chwila nadeszła, w której mojego przyjaciela Simonisa wypada mi uczynić »nieszkodliwym«. Wczorajszego wieczora powróciwszy stąd, chodził w nocy do króla Fryderyka, Zdrajcą jest...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/181
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.