Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/087

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Brühlowa nie odpowiedziała, zakręciła się po gabinecie, wzięła ze stolika wachlarz, przejrzała się w zwierciadle i posunęła ku salonowi, urywając rozmowę.
Lecz Brühl nie dał jej wyjść z tym złym humorem.
— Niech mi go Blumli jutro rano przyprowadzi!
Hrabina na znak zgody głową tylko skinęła i nucąc, wyszła do salonu.
Brühl, otoczony dworem swym, już rozpoczynał rozmowę tak obojętną, jakby mu nic nie ciężyło na głowie.
Cudzoziemców prowadzono do ogrodu galerję oglądać.

VI.


Kawaler de Simonis jeszcze rozmyślał o niespodzianem tego ranka spotkaniu z hrabiną Brühlową, które Blumli urządził, wcale mu o tym wprzódy nie mówiąc, gdy kartka nadeszła po obiedzie, że jutro rano przedstawić się ma ministrowi.
Wszystko to działo się jakoś tak szybko, tak mimo woli naszego kawalera iż sam dobrze nie wiedział, co począć z sobą, a oprzeć się, nie ściągając na siebie podejrzeń, nie było podobna. Blumli aż nadto uprzejmy, nie obiecawszy mu nic, nie oznajmiwszy rano tego dnia, zaprowadził go z sobą do ogrodu Brühla. Miało to pozór spokojnej przechadzki, wśród której znaleźli się niespodzianie w kiosku. Hrabina Brühl właśnie się po nim przechadzała sama jedna w rannym stroju. Blumli przedstawił jej swojego ziomka i przyjaciela.
Simonis z pewnych oznak domyślił się łatwo, iż spotkanie było przygotowane, umówione. Rozmowa hrabiny zdradzała co chwila, że o nim wiedziała wprzódy.
Chociaż duma i ton pański nigdy owej niegdyś tak pięknej a dziś jeszcze dosyć miłej Frani nie opuszczały, dla kawalera de Simonis okazała się bardzo uprzejmą. Ładny chłopak ujął ją widać młodością swą i łagodnym twarzy wyrazem. Zaczęła go rozpytywać o przeszłość. z której cały ostatni rok spędzony w Berlinie utaił jakoś kawaler, pokrywając go ogólnikiem podróży po Niemczech; potem badała o zdolności, o upodobania, o powołanie, jakieby był życzył obrać sobie. Simonis, zawsze nadskakujący kobietom, tym razem jeszcze był staranniej grzecznym dla żony pierwszego ministra. Usiłował się jej podobać, może już nie w widokach i rachubach przyszłości, ale przez próżność samą. Udało mu się to zupełnie: hrabina się ożywiła, pół godziny trzymała go na rozmowie, paliła go oczami czarnemi, które nie straciły blasku, czarowała dowcipem, była naprzemiany złośliwą, czułą, mądrą, smutną i wesołą; a że w tym rodzaju<references>