Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/086

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W charakterze i obyczaju ministra była najwyszukańsza grzeczność, okazywał ją nawet tym, na których zgubę pracował; szafował nią dla wszystkich wogóle i tak nawykł do niej, że chcąc nawet może, zupełnie grubiańskim i ostrym okazaćby się nie mógł. Dla hrabiny zawsze był nadskakującym.
I tym razem pobiegł posłuszny na skinienie. Piękna pani stanęła w gabinecie, wsparta z wdziękiem na kominie marmurowym. Brühl w wyszukanej pozycji, gotów na rozkazy, stał przed nią.
— Co mi Frania rozkaże? — zapytał.
— Mam prośbę, nie rozkaz.
— Prośby jej są rozkazami...
Hrabina ramionami ruszyła.
— Musisz mieć miejsce sekretarza wolne?
Brühl spojrzał zdziwiony.
— Ośmiu ich jest, a dziesięciu na wakanse czeka.
— Niech czekają! — rozkazująco odezwała się Brühlowa — otaczasz się Sasami, którzy cię zdradzają wszyscy... Ja mam młodego, bardzo zdolnego człowieka, którego mi Blumli zalecił. Widziałam go podobał mi się, ręczę; będzie ci użytecznym.
Chwilę milczał Brühl, podniósł powoli głowę.
— Ale czyż koniecznie ma być sekretarzem? — rzekł — ci panowie nadto o sobie mówić dają. Nie będę ci czynił przykrości, przypominając Seyferta.
Hrabina zżymnęła się na to imię i zarumieniła.
Daj mi z tem pokój — zawołała. — Chcesz go wziąć czy nie?
— Ale niechże go poznam i zobaczę — rzekł Brühl zafrasowany.
A po chwili dodał cicho:
— Gdybyś też cokolwiek, cokolwiek mogła być ostrożniejszą
Brühlowa ruszyła ramionami i odeszła od komina milcząca. Gniew widać było na jej twarzy.
— Mniejsza o to — odezwała się — miejsce dla niego znajdziemy. Proszę mi wierzyć, tu nie idzie o żadne fantazje, choć mam prawo je mieć i nie zapieram się ich wcale. Waćpan potrzebujesz wierniejszych sług, niż ich masz tutaj. Sasi cię wszyscy zdradzają. Głośna to rzecz w Wiedniu, że stąd depesze przedają do Berlina...
Brühl ręką dał znak gwałtowny, aby zamilkła.
— Ani słowa o tem! — odezwał się — bardzo proszę. Skąd pani wiesz?