Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszedł Laskonogi, który też nie bardzo do tego synowca nieprzejednanego chciał spieszyć.
Ponieważ rokowań żadnych dnia tego nie było, rozeszli się wszyscy po izbach swoich i po kątach...
Z Trzemeszna przybyli Cystersi do arcybiskupa i do księcia z żalami, prośbami i podarkami zajęli popołudniowy czas niemal cały.
Plwacz nie pokazał się już dnia tego, zmęczeniem wymawiając. Późno w noc od tyłu wszedł do niego Jaszko.
Odonicz leżący i drzemiący na posłaniu uląkł się gdy posłyszał nadchodzącego obcego człeka, którego mu oznajmiło pacholę — obawiał się, niewiedział czego, posądzając o zdradę, gdyż sam w sercu ją miał.
Jaszka sobie nie zaraz przypomniał, musiał mu powiedzieć gdzie i kiedy go widział, z kim w Uściu się znajdował. Dopiero Plwacz ochłonął. Wszakże jeszcze był niedowierzającym.
— Jam prawie życie ważył — odezwał się Jaszko cicho — chcąc się do was dostać. Ojciec mój Marek Jaksa wojewoda, sam nie może, posłał mnie.
— Z czemże? z czem? — plując i rzucając się zapytał Odonicz.
— Przestrzega ojciec aby Leszka nie gniewać, do czasu pokorę grać i Światopełka obiecywać...