Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja nie walczę z nim — rzekł Władysław — ale on ze mną, wszystko mi krzyżują, w niczem pomagać nie chcą, muszę się bronić, bo bym inaczej przepadł!
— Niewiem kto z was winien — dokończył książę Henryk — a to pewna, że się duchowieństwo żali na ciebie. Odonicza byś zmógł, gdyby nie ono.
Poprawił hełmu książę Władysław, i nie mogli ciągnąć o tem dłużej rozprawy, bo dano znać że arcybiskup gnieznieński Wojciech się zbliżał...
Poruszyli się wszyscy na tę wiadomość, przygotowując do przyjęcia go jako naczelnika kościoła i rzeczywiście naówczas najpotężniejszego władzcę.
Żaden z książąt pojedyńczo nie miał tej, co on siły, wszyscy oni razem nawet nie mogli mu sprostać. Pominąwszy to że w dłoni pioruny anathemy dzierżał, był głową biskupów, był całego po wszystkich ziemiach duchowieństwa najwyższym pasterzem. — Wprawdzie nowe zakony jak reguła Dominika i Franciszka, starały się o to, aby niezależały od biskupów a zwierzchność swą miały w Rzymie, pasterze jednak pośredni wpływ mieli i na nich wielki i nie mógł żaden zakon sprzeniewierzyć się ogólnej sprawie kościoła.
Arcybiskup gnieznieński w chwili, gdy króla jednego wszystkim tym ziemiom brakło, był istotnym ich i jedynym zwierzchnikiem, władza du-