Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/040

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Cesarzowa? nie wiem co to za pani — dodała — musi to być ich królowa! Ale wy, gołąbki moje sameście królowemi być godne.
Ciekawa stara przysunęła się badając natarczywie.
— Prawda, obadwa są piękne chłopcy — ale który z nich piękniejszy, powiedzcie?
Halki pochowały oczy, aby z nich nie wyczytała... wstydziły się, nie odpowiadały.
— Gero... — mówiła stara — Gero jest jak królewicz z bajki, który na konia siadłszy na cudownego, mógłby morze przepłynąć, mieczem góry rozcinać, latać z obłokami — a Hans jest jak biedne dziecko, o które strach aby na ziemię nie padło... Jam się do Hansa więcej przywiązała, bom go pielęgnowała... Gdyby nie ja, coby już teraz było z niego? jadły by go robaki!
Mówiła sama, raźno z kubka popijając, a coraz to na dziewczęta spoglądając, które się sromały jeszcze...
— Mów o nich, mów co o nich, rozpowiadaj! rzekła cicho starsza...
— Cóż ja wam powiem o nich, gołąbki moje, chyba że się oni pokochali w was... Szli do swego dworku jak pijani, oglądając się ku wam i posyłając pocałunki. Dla tego wam się tak palą twarzyczki, bo całusy tu poprzylatywały!
Halki poczęły je ścierać palcami z twarzy,