Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom II.djvu/201

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    — Jako? podniesie sławę naszą — zawołał Adalbert — bo nie słabość i pobłażliwość gruntuje cnotę, ale surowość...
    Peregryn zamilkł, szepnął coś sędziemu, który względem niego stawił się ze swą całą powagą, i kiwnieniem głowy odpowiedział — po czém oddalił się.
    W izbie panowało milczenie... Herman wyszedł aby kazać zaniecić światło. Sędzia i podsędzia siedzieli w zamyśleniu... Drzwi się otwarły i wiodąc za rękę Biankę weszła siostra Anna.
    W twarzy sieroty, na któréj widoczne były palących łez ślady, malowało się rozdrażnienie do rozpaczy prawie dochodzące. Szła krzyżyk trzymając w ręku, oczy to nań spuszczając to podnosząc rozognione na sędziów.
    Herman stanął z boku.
    Adalbert surowszą jeszcze przybrał postawę, Gerwart z ciekawością niezmierną, z litością której ukryć nie umiał, wpatrywał się w sierotę... Siostra Anna była zburzoną i niespokojną. Wiodąc za rękę Biankę szeptała jej coś ciągle do ucha, czego ona nie zdawała się słyszeć nawet. Szła aż do stołu i tu zatrzymawszy się nagle, podniosła w białych rękach krucyfiks do góry...
    — Mów — odezwał się Adalbert nakazująco — mów a pomnij, że masz przed sobą nie sędziów ziemskich ale i wiekuistego sędziego, który nas słucha...