Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom II.djvu/173

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    nie umazałem... Jaszko Marka Wojewody syn — toć prawda.
    Posłano mnie od pana Leszka za pilną sprawą, powracam do Krakowa.
    Popatrzywszy nań trochę, Laskonogi usta wydął i odparł flegmatycznie:
    — Za jaką sprawą was posłano?
    Umilkli ci co dokoła stali, a dotąd nie zważając na przytomność księcia dosyć głośno się spierali z sobą.
    Jaszko ośmielał się coraz więcej.
    — Miłościwy panie — odezwał się, — nie mogę mojego pana spraw rozgłaszać, kiedy mi nakazano abym język za zębami trzymał. Zdrajcą niechcę być.
    Borzywój i Sędziwój pilno nań patrzali, potrząsając głowami, książe z góry także poglądał, lecz nie poruszał się wcale... Odpowiedź zdawała mu się słuszną — spojrzał na stronę. Wnet drudzy zakrzyczeli szydersko.
    — Wykręty! musisz ty gadać i tłumaczyć się, bo inaczej cię nie puściemy. Wojenne prawo takie... a ty wprost od nieprzyjaciela jedziesz!
    — Albo to my nie słyszeli — dodał inny — co Jaszko zrobił z Odrowążami? Wszak ten sam jesteś co cię precz z kraju wygnali i do Czech musiałeś uciekać. — Leszek cię na gardle chciał karać — a terazby ciebie posyłał za tajemną sprawą?? Ale! ale!