Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom II.djvu/050

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

abyśmy pewni byli że nas sprzymierzeńcy nie opuszczą, że W. Miłość nie przeciw nam będziesz lecz z nami.
Książe popatrzał bystro.
— Leszek powinien wiedzieć, — rzekł, — żem ja mu braterstwo poprzysiągł, a com rzekł, wzywając na świadectwo Boga w Trójcy świętej jedynego, tego dotrzymam święcie.
— Tegośmy się po pobożnym panu spodziewali — odparł Mszczuj. — Więc oznajmić tylko chcieliśmy iż na Leszka spiski się knują, aby one i tu kogo wciągnąć się nie ważyły. Jaksowie z nienawiści ku Biskupowi, z pomsty przeciw niemu, wszyscy się jednoczą...
— Cóż Jaksowie mogą? — odrzekł książe Henryk... — garść ich jest.
— Światopełka za głowę mają — dodał Waligóra.
— Odonicz gorszy od niego — odparł książe. — Krew w nim ta ojcowska, co to się niegdyś naprzeciw własnego rodzica podniosła. Laskonogi mu nie sprosta, bo łagodny jest i dobry... a Odonicz plugawy i zdradliwy...
To mówiąc książe Henryk oparł się o stół ze znużenia, potoczył wzrokiem.
— Na list biskupi, — rzekł, — kanclerz mój odpowie. Zatrzymajcie się i spocznijcie tu... miłym mi gościem będziecie.
Wtem przypomniał sobie książe ocalone niewiasty i należną nagrodę.