Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom II.djvu/049

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z podłogą zimną i niepokrytą niczem, bez ogniska, — pozbawiona wszelkich ozdób i sprzętu rycerskiego, — ledwie się zdała wchodzącemu możliwą dla książęcia. Lecz książe ten był już anachoretą.
Był nim, a jednak chwilami wśród rozmowy zdało się jakby pokutnika dawny człowiek zwyciężał... Pobożność tę znosił on, pracował nad nią, lecz z głębin duszy nie wyszła u niego... Czuć było że go przygniatała.
Mszczuj oddał mu list biskupi, na który popatrzywszy trochę, Henryk położył go na stronie.
— Mówcie mi ustnie, co do mnie macie — odezwał się, — a naprzód o pobożnym Pasterzu waszym, którego niech Bóg błogosławi...
— Iwo zasyła W. Miłości pozdrowienie i błogosławieństwo, — rzekł Mszczuj. — Od Światopełka i Odonicza otrzymaliśmy złe wieści. Pierwszy z nich wyłamuje się od opłaty i posłuszeństwa, drugi Laskonogiego nęka i panu naszemu grozi. Obu potrzeba ukarać i wojnę tę skończyć. Na Waszą Miłość pan nasz Leszek rachuje, i do braterskiej jego pomocy się odzywa...
Henryk zamyślił się.
— Jakto? wojna? czegóż chcecie? posiłków?? — zapytał chmurno.
— Spodziewa się Biskup Iwo jej uniknąć — rzekł Mszczuj — znajdą się może środki na ukrócenie zuchwalstwa bez oręża, lecz na to potrzeba