Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom I.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

występowało jasne, czytał w sercach, widział to w ludziach często czego oni sami nieświadomi byli — w tych widzeniach wieszczych przesuwały się przed nim wypadki mające nastąpić w tak żywych obrazach, jakby je już miał przed sobą.
I teraz gdy kraj jeszcze na pozór był spokojnym, a walka Odonicza z Laskonogim i krnąbrność Światopełka zdawały się nie grozić niczem oprócz chwilowego zawikłania, Biskupa Iwona, który miał przeczucia jakiegoś krwawego końca — na chwilę nie opuszczał niepokój aż do gorączki i łez poruszający. Sam sobie wyrzucał brak wiary w Opatrzność Bożą, karcił się jako krnąbrne dziecię, usiłował modlitwą pokonać to zamącenie ducha — a krwawe obrazy ścigały go ciągle.
Od Leszka którego smutek i skarga żywo się w sercu jego odbiły, Biskup poszedł do kościoła, i ukląkł przed ołtarzem na modlitwę, błagając Boga o pokrzepienie i pokój...
Dość długi czas spędziwszy na tem rozmyślaniu łzawem, wstał złożywszy część brzemienia u stóp krzyża i zwrócił się ku dworcowi swemu.
Nigdy Biskup Iwo nie wychodził z domu bez groszy na jałmużnę przeznaczonych. Wiedzieli o tem ubodzy, i jak skoro się ruszył gdziekolwiekbądź, ścigały go tłumy wszelkiego rodzaju nędzarzy.
Było dlań rozkoszą wielką iść tak powoli, mówić z niemi, pytać i rozdzielać jałmużnę, nie-