Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom I.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

u szpary, którą nożem swym ostrożnie rozszerzył tak aby wygodnie mógł wyglądać.
Ale cudne owo zjawisko tak upragnione, nie prędko się znowu ukazać miało. Gero powracał do izby i stękając mówił Hansowi.
— Nie było nikogo! Widziałem dwa psy i pół cielęcia!




Życie Leszka Białego na krakowskim grodzie, płynęło teraz od czasu gdy wielki zamach Henryka Ślązkiego, spełzł na niczem i skończył się zawartym sojuszem — spokojnie, cicho, szczęśliwie, tak jak on sam pragnął, na wpół przy rodzinie, wpół w lasach, na koniu lub w rycerskich turniejach i igrzyskach...
Wszystkie ważniejsze sprawy kraju, jak niegdyś za ojca Kaźmierza, leżały na ramionach Biskupa, zawisły od jego rady i kierunku.
Iwo i rozumem i świątobliwością i powagą wszystkiemu rycerstwu krakowskiemu przewodził, a Jaksowie nawet nieprzyjaźni mu, głośno przeciw niemu szemrać nie śmieli. Leszek rad był, nawykłszy do tego za życia matki, — szukać zawsze opiekuna na którymby się opierał. Takiemi byli dla niej i dla niego Goworek, na przemiany z Mikołajem Wojewodą — kilkakroć to poczucie własnej słabości czyniło ich uległemi nawet Mieszkowi Staremu, a później Laskonogiemu.