Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom I.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sięć lat już żyję na tej pustyni, a co tu do mnie dochodziło, często tak w ustach ludzkich skrzywiło się żem nie wiedział ani zkąd szło ani dokąd! Na puszczy głosy giną...
Biskup zlekka poruszył ramionami.
— Chciałeś sam o wszystkiem zapomnieć i dlatego ci już dziś powtarzać trzeba nawet to o czem wiedziałeś.
Mszczuj na ręku oparty gotował się w milczeniu do słuchania..., a Iwo zwolna rozpoczął opowiadanie.
— Wiesz dobrze, jako się z dopuszczenia Bożego zmarło Sprawiedliwemu. — Kto był sprawcą tej nagłej śmierci dobrego króla, niewiasta niepoczciwa, wróg, zdrajca, czy sama prawica Boża zesłała tę śmierć, która czasem gdy chce uratować, karze — nie nam sądzić.
Po Kaźmierzu zostały pisklęta... i wdowa, dobra pani ale słaba niewiasta, której z kolei każdy wmówić mógł co chciał, która ze strachu o dzieci i o siebie chwytała się z kolei i Goworka i Mikołaja, a gotową była zawierzyć Mieszkowi staremu, choć znała jakim był dla męża jej, i jak panowania pragnął.
Ledwie Kaźmierz oczy zamknął, już się zbiegło do Krakowa co żyło książąt dobijając o spuściznę po nim, choć dzieci zostały... Znali wszyscy Helenę że ją łatwo dobremi słowy ująć i podejść było można. — Ślązcy książęta i Mieszko chcieli