Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom II.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie mogli mówić przeciw sobie — dodał Grzegorz.
— Wy w to wierzycie? — przerwała królowa.
— Mnie się zdaje prawdopodobnem, że matka broni interesu dzieci! A jeźli syna wyda na świat?
Nie doczekawszy końca, Sonka zawołała gwałtownie.
— Nie może to być! Nie może! Miała dwie córki! Syna mieć nie będzie...
Mimowolnie uśmiechnął się Grzegorz...
Królowa Sonka jak zrażona, odstąpiła dumnie, rozmowy już nie przedłużając. Grzegorz się usunął do swojego kąta.
Z żywą niecierpliwością oczekiwano gońca z Węgier, który miał dać znać o spodziewanem wkrótce rozwiązaniu. Z każdą chwilą wyglądano stanowczej wiadomości, na którą i posłowie węgierscy i królowa z trwogą oglądać się musieli.
Biskup Jan Segedyński jeden utrzymywał zawczasu, że gdyby nawet syn na świat przyszedł, nie mogło to zachwiać wyborem króla Władysława... Przewidzianem to było i przeznaczonem dla niego dział austryacki i Czechy... Polski król miał pozostać razem węgierskim...
Jednej nocy wreszcie zastukano do wrót zamkowych. Straż wołając o hasło dowiedziała się, że goniec ów od tak dawna już upragniony przybywał. Na Wawelu spali wszyscy, zbudzono tylko