Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom II.djvu/019

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Balcer się zadumał.
— Więc by trzeba dać znać Żupnikowi i rajcom?
— Winka po drodze spotkałem i przestrzegłem go — odparł Grzegorz... — Jutro rano daj Boże, byście zbiedz czas mieli. Hocz o rannej godzinie kazał się swoim schodzić pod pannę Maryę, mają uderzyć we dzwony na gwałt i rzucić się na wasze domy...
Pewność z jaką o tem mówił Grzegorz z Sanoka, dała do myślenia.
Frączek się ruszył wychodzić na miasto, gdy wpadł Wink, jeden z najupartszych rajców i tych, którym właśnie rozsypywanie złej monety przypisywano... Zawadjaka był zuchwały, ale w duszy tchórz.
Zobaczywszy Grzegorza na ławie siedzącego, od progu zawołał.
— A, to już wiecie!! Odgrażają się zbóje, ale straż mamy, która będzie czuwać uzbrojona.
— Pamiętajcież tylko — przerwał mistrz — że i tej straży, gdy się zawieruszy, nie możecie być pewni. Gdy Hocz górę weźmie, pierwsi viertelnicy pójdą pod jego rozkazy.
— Jakaż rada? — zapytał Frączek.
— Trzeba na ratuszu postanowienie ze złą monetą uczynić i wprowadzania jej się wyrzec — odezwał się Grzegorz...
— Ho! ho! — przerwali mieszczanie.