Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stare dzieje.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
PROKOP.

Sława Bogu!

BARTŁOMIEJ.

No! no! bez tych ceregielów, czego chcesz?

PROKOP (wzdychając).

Niech wielmożny pan wysłucha.

(Bolesław wychodzi).
BARTŁOMIEJ.

Gadaj a prędzéj, bo czasu na gawędy nie mam.

PROKOP.

Ot, ja stary, żonka niezduża, synowę prawda mamy w chacie, ale chorowitą, nie ma komu jeść zwarzyć, chleba upiec, nie damy sobie rady i przepadniemy, jeśli nam Oleny nie powrócicie.

BARTŁOMIEJ.

Czort swoje! Mówiłem raz, że nie dam!

PROKOP.

Bądź paneńku łaskaw! posłuchaj! dłużéj ona we dworze służyć nie może, dosyć już tego roku. Każda co pobędzie dworką, to jéj późniéj oczy wybadają.

BARTŁOMIEJ.

Jeszcze ci krzywda? dziecko się poleruje!