Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z kroju jego można było wnioskować, że pod zbroję go używał. Pozostawiła ona ślady kędy szczelniej opięta przystawała.
Za tym nieznajomym, w postawie skromnej, w sukni długiej mieszczańskiej przysiadł się gospodarz Bieniasz. Z długiego ich milczenia ponurego i westchnień, któremi je przerywali, widać było, że na nich wszystkich trzech ciężkie jakieś padło brzemię.
Prawdą to jest, że małe ciosy wywołują skargi i jęki, a srogi raz, milczeniem się zamyka... Westchnieniem jeszcze cięższem niż poprzedzające, i gniewnem splunięciem na podłogę, przerwał wreszcie tę ciszę, siedzący na ławeczce Bobrek i zerwał się z niej, stając przed mężczyzną, który na ławie na pół leżał, pół siedział...
— Postawili na swem — zawarczał — postawili, będą Jagiełłę mieli, a z nim wojnę nieustanną, bo zakon się nie da słodkiemi słówkami na lep wziąć. Jagiełło mu się zobowiązał, umowa była, miał chrzest przyjąć z ich rąk i zakonowi hołdować.
Złamał umowę... będzie wojna!
— Będzie?! — odparł szepleniawo siedzący na ławie. — Nie będzie ale jest, Mistrz już teraz wtargnął na Litwę!! Zrobimy mu krwawy chrzest i wesele! ha! ha!
— Jagiełło tam posłał, — odezwał się Bie-