Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaufanych, aby córki nie oddawała na łup poganom, zaręczyli mi wszyscy, że nigdy tego nie uczyni; potem przyszli posłowie z darami, zaczęli polscy panowie przynaglać i prosić, aby zdała na nich pieczę nad ukochaną królową — i wyrzekła się wszystkiego, dozwalając panom krakowskim, aby tak postąpili, jak dla nich lepiej będzie.
Mają więc katowie rozwiązane ręce, i czynić mogą co chcą.
Bobrek mówiąc oczy sobie zakrył, a choć nie płakał, w istocie tak był zły i gniewny, że gotów był wybuchnąć łzami razem i przekleństwy.
Ochmistrzyni stała osłupiała.
— Nic nie pomogły starania i zabiegi — dodał — stara serca nie ma, nad własnem dzieckiem się ulitować nie umie. Trzeba samym myśleć o sobie...
O złym skutku tym poselstwa Hilda nie chciała już zawiadamiać królowej; nie było z czem spieszyć. Opuściła ręce, dała znak klesze, aby się oddalił. Ten stał uparcie.
— Nie zawiadomicie o tem pani? — zapytał.
— Dowie się ona aż nadto rychło! — zamruczała Hilda.
— I potrzeba żeby zawczasu wiedziała a myślała co czynić — odezwał się Bobrek. — Wiem, że książe Wilhelm tu jest... Musi się znaleźć sposób wprowadzenia go na zamek, lub dla kró-