Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kich!! Ja jestem nieszczęśliwa, wy mnie zgubić postanowiliście.
Wybuchnęła płaczem, ale łzy znowu gniew osuszył.
— Nie! Jam królowa! Rozkazywać sobie nie dam... Możecie mnie dręczyć, nie potraficie złamać.
Nóżką tupnęła o podłogę... Biskup stał z załamanemi rękami, szepcząc.
— Dziecię moje, uspokój się!
— Tyś pasterzem moim — przerwała Jadwiga — byłeś przyjacielem ojca, ty litość mieć będziesz nademną, nie dopuścisz, by mnie męczyli.
A! i Jaśko z Tęczyna, ten któregom jak ojca szanowała, w którego serce wierzyłam. I on! i wszyscy!! wszyscy!
Biskup wyrzekającą jak mógł uspokoić się starał. Sama ona, dla swej godności królewskiej, nie chciała zbytniej okazywać obawy, otarła łzy, odzyskiwała powoli męztwo.
Radlica mruczał po cichu.
— Wszystko się jeszcze zmienić może. Poselstwo nie znaczy nic... Panowie rady więcej ważą korzyści kraju i chrześciaństwa niż szczęście twe, lecz... oni nie są winni złej woli... radziby wszystko pogodzić...
Czas boleść złagodzi, zatrze wspomnienia.
Królowa spojrzała na Radlicę z wyrzutem.