Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bym wiarę ślubowaną złamać miała — dodała głosem drżącym.
Być może — począł zcicha biskup Dobrogost — iż miłości waszej, ludzie złej woli a nieświadomi będą odstraszające prawić dziwy o tym królu pogan. Lecz ja, com był na Litwie, i na oczy go swe oglądał, poświadczyć mogę, iż matkę mając chrześciankę, przygotowany jest do przyjęcia chrztu, a pan zresztą natury łagodnej, dobry i uprzejmy; ani tak dziki, ni tak okrutny, jakby poganin być mógł, gdyby od kolebki i z mlekiem wiary świętej nie zakosztował.
Z oczyma na rąbek sukni spuszczonemi, obojętnie słuchała królowa. Mało ją to obchodzić się zdało.
Bodzanta znowu przemówił.
— Błogosławieństwo to boskie osobliwe nad wami, miłościwa pani, iż wam na progu tronu daje zaraz palmę zwycięzką, apostolską zasługę... Wieki i narody będą czcić pamięć waszą...
— Ojcze mój — przerwała królowa — nie czuję się godną wielkości tej, a w sumieniu mem tylko chcę być czystą...
— Miłość wasza — wtrącił Wincenty z Kępy wojewoda poznański — nie będziesz niczem związaną, jeźli przyjmiesz poselstwo Jagiełły, które on tu wyprawić zamyśla. My odepchnąć go nie możemy, pożądany jako sprzymierzeniec, groźnymby był dla nas jako wróg...