Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszakci zbyt wielu świadków nie powołacie? Wolałbym...
Spytek nie dał mu dokończyć.
— Wybierz książe godzinę, albo ranną bardzo, lub spóźnioną, naówczas unikniemy niepotrzebnych oczu gawiedzi.
Raz jeszcze podziękował mu książe, ujęty szlachetnością tego, którego za nieprzyjaciela nieprzebłaganego uważał. Świadek tej sceny Bartosz, widział w tem także prawdziwie rycerską wspaniałomyślność.
Z tem wszystkiem, nawet powodzenie dla Semka było niemal poniżającem. Czuł on to mocno. Spadł już tak nizko, że nawet zemstą go nie chciano zaszczycić.
Nie okazał jednak boleści jakiej doznał. Znosił z jakąś dumą wewnętrzną wszystko, czem go los dotykał...
Nazajutrz nie mógł się inaczej stawić przed królową, jak w poczcie bardzo skromnym, bez żadnej wystawy, któraby jego pochodzenie i stanowisko, o które się dobijał, cechowała... Nie miał z sobą ani licznego orszaku, ani szat, ani wytwornych przyborów. Znajdował też, że zwyciężonemu, wyrzekającemu się dobrowolnie wielkich nadziei, schodzącemu znów do tego bytu, który mu ojciec ukazał, brat doradzał, przystało lepiej wyrzec się wszelkich błyskotek.
Ofiara ta kosztowała go, lecz niebyłże te-