Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziawszy się o Semku, chce wspaniale sama, pierwsza rękę mu podać do zgody?
— Ja jej o nim mówiłem — rzekł Spytek — byłem pewnym, że to uczyni...
— Łamię głowę, kogo mam użyć za pośrednika!
— Zaprawdę, — wykrzyknął Spytek — w myśl naszej pani, niema nikogo nademnie. On mi Książ spalił, ja się pomszczę rycersko, sam, pierwszy przynosząc mu zapomnienie krzywdy i dobre królowej słowo.
Jaśko z Tęczyna, który czuł mocno każdy czyn szlachetny, przystąpił do młodego gościa, aby go uścisnąć.
Spytek się uśmiechał wesoło.
— Biorę to na siebie — rzekł.
Semko z Bartoszem właśnie nad tem jeszcze radzili, jak skłonić arcybiskupa, aby przemówił do królowej za księciem. Zawsze bojaźliwy, a wystraszony klęskami jakie poniósł arcybiskup, wymawiał się i nie okazywał gotowości wielkiej.
Semko nadto był dumnym, aby go prosić. Chciano użyć Radlicy, jako poufałego na zamku, gdy tegoż dnia Spytek na swoim bachmacie, z kilką dworzan zajechał przed gospodę księcia.
Bartosz, który wyjrzał oknem, zobaczył go i oczom prawie nie chciał wierzyć. Semko zerwał się, spozierając na miecz i sądząc, że wróg, bo