Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i przewieszonym z ramienia płaszczykiem, pierwsze miejsce ma w gościnie.
Przy nim starzy a swoi Dobiesław, z purpurową od zmęczenia twarzą, Jaśko z Tęczyna z brodą swą siwą, Jan z Tarnowa, Gniewosz z Dalewic, i mnodzy inni...
Wszystkim twarze promienieją, a oczy się śmieją.
Służba stoły zastawia, lutniści już w struny brzękają, trzech trefnisiów u drzwi na znak czeka, aby gości zabawiać, a tu rozmowa toczy się jak fala pod wiatru powiewem wesoło, kiedy niekiedy okrzykiem przerywana.
— Wojewodo — woła Florek z Zaborza, jednego z nim zawołania. — Wiecie kogom widział w oknie, przyglądającego się wjazdowi królowej naszej?
— Któż cię zgadnie?
— Dwie kopy stawię że nikt — śmiejąc się zawołał Florek i zatrzymał się nieco.
Spytek uderzył go po ramieniu.
— Może cię tak bardzo zdumiało przybycie tu Semka Mazowieckiego! — rzekł z trochą ironii, bo prawie pewien był, iż Florek miał go na myśli.
Zagadnięty w ten sposób głowę spuścił.
— Widzę, żeście lepiej uwiadomieni niż sądziłem — dodał, — przegrałem dwie kopy.