Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/050

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mej łasce Boga, która nam dotąd drogę torowała, cel osiągniemy.
Widząc ich dwukrotnie podających sobie ręce, brat Antoniusz zbliżył się rozradowany!
— Mam-li już Bogu dziękować? — zapytał...
— Tak — ojcze! zmówcie modlitwę... rzekł Hawnul.
Nie zwlekając staruszek podniósł oczy ku niebu i gorąco odmawiać ją zaczął. Książe i Hawnul stali przy nim w skupieniu ducha powtarzając wyrazy dziękczynne...
Ranek jesienny, parny ale pogodny ozłocił w tej chwili przeciskającem się przez gałęzie promieniem słonecznym to gronko ludzi pobożnych, marzących o lepszej przyszłości...
W godzinę potem starosta był już w drodze do Wilna, Semko sam, bo mu Antoniusza zabrał Hawnul z sobą, wracał po drodze łowiectwem się zabawiając do domu.
W Płocku zniknięcie to Semka nagłe, wielki niepokój zrodziło. Błachowa, Ulina, wszyscy co o celu podróży nie wiedzieli, zlękli się nowego rzucenia w wojnę, niebezpieczeństw i nowej klęski, po tylu już doznanych. Kanclerz jeden był wtajemniczony, i oczekiwał powrotu z niepokojem tym większym, iż się niewiele spodziewał, po jakichś tajemniczych układach.
Radość więc była wielka gdy po tych dniach oczekiwania, nagle wpadł Semko na zamek, żywo,